Plasterki lucyferki

Plasterki lucyferki

Po publikacji ostatniego postu dotyczącego oczyszczającej maseczki AFY postanowiłam kontynuować temat produktów kosmetycznych dedykowanych cerze trądzikowej. Z dna szuflady wyciągnęłam dawno zapomniane opakowania płatków na nosek i zdecydowałam po raz kolejny zrobić z nich użytek. 

Kto wie, czy już nie ostatni…


Przez ostatnie kilka lat miałam okazję stosować rozmaite plastry oczyszczające. Moja przygoda z nimi zaczęła się od Mariona. Plasterki tej firmy w ogóle się jednak u mnie nie sprawdziły. Zniechęcona wyrzuconymi w błoto pieniędzmi na jakiś czas zrezygnowałam z eksperymentowania z tego typu produktami. Po jakimś czasie natrafiłam w Internecie na pozytywne opinie magnetycznych płatków oczyszczających od Revitale i postanowiłam je wypróbować. Zdając sobie sprawę z tego, że w moim przypadku mogą okazać się nieskuteczne, zakupiłam także plasterki marki Pretty z nadzieją, że któreś z nich okażą się strzałem w 10-tkę.

Producenci zapewniają oczywiście, że ich produkty są idealnym narzędziem w walce z rozmaitymi problemami skórnymi, w tym z zaskórnikami, wągrami oraz trądzikiem. Standard…


Aplikacja plastrów jest dziecinnie prosta. Wystarczy bowiem dokładnie oczyścić i zwilżyć nosek, a następnie przykleić na niego plasterek, delikatnie dociskając. Należy pamiętać o tym, by nie nakładać go na suchą skórę, gdyż wtedy nie będzie on właściwie przylegał i nie osiągniemy zadowalających rezultatów. Plaster pozostawiamy do wyschnięcia, czyli na około 15 - 20 minut. Kiedy będzie już suchutki, wówczas zabieramy się za jego odrywanie. Zabieg powinniśmy rozpocząć od skrzydełek nosa, pociągając plaster w kierunku jego środka.

Producenci zwracają także szczególną uwagę na to, ażeby ich plastry stosować maksymalnie 3 razy w tygodniu. Najlepiej jeśli wykonacie zabieg raz w tygodniu. Skąd takie zalecenia - nie wiem. Mogę jedynie domniemywać, że chodzi tu o skład plastrów, który do najlepszych nie należy. To jednak tylko mój własny punkt widzenia.


Czas na moją subiektywną opinię. Zacznijmy od magnetycznych plastrów Revitale. Moim zdaniem zasługują na pozytywną opinię. Nie oznacza to jednak, że jestem nimi zauroczona. Po prostu są jednymi z lepszych tego typu produktów, których do tej pory używałam. Faktycznie dobrze oczyszczają nosek, ale tylko w przypadku wypukłych zaskórników. Z tymi siedzącymi głębiej zwyczajnie sobie nie radzą. Jeśli zależy Wam zatem na całkowitym oczyszczeniu, to zwyczajnie musicie się przed zabiegiem „zapuścić” :P Niekiedy denerwująca jest sama aplikacja - plasterek nie chce dokładnie przylegać. Po usunięciu go z noska zdarza się również, że zostają na nim czarne plamy. Na szczęście wystarczy je przemyć letnią wodą i po problemie.


Jeśli chodzi o INCI to jestem zaskoczona, jak wiele wrednych substancji zawiera w sobie taki niepozorny plasterek.

Skład plastrów Revitale przedstawia się następująco:

  • Aqua (woda)
  • PVP/VA (kopolimer poliwinylopirolidonu z octanem winylu) - ropopochodna substancja podrażniająca układ oddechowy u alergików.
  • Polyvinyl Alcohol (alkohol poliwinylowy) - może powodować podrażnienie wrażliwej skóry.
  • Propylene Glycol (glikol propylenowy) - do jego produkcji używa się szkodliwego gazu Ethylenoxid, który uchodzi za substancję rakotwórczą i uszkadzającą strukturę genetyczną komórek. Stosowany na skórę wysusza naskórek i podrażnia gruczoły łojowe, wywołując stan zapalny i wysięki wokół gruczołów. Uszkadza również powłoczki włosów, a w razie dostania się do oczu wywołuje zapalenie spojówek.
  • Glycerin (gliceryna) - najpopularniejsza hydrofilowa substancja nawilżająca, penetrująca warstwę rogową naskórka. Niestety może silnie wysuszać naszą skórę.
  • Bentonite (bentonit) - posiada działanie matujące i pochłaniające nadmiar serum. Substancja wnika do porów skóry, czyli ujść gruczołów łojowych i potowych i pod wpływem wilgoci powiększa swoją objętość. Wraz z potem i łojem, a także innymi składnikami kosmetyków zatyka pory tworząc czopy. Przyśpiesza tworzenie się zaskórników i stanów zapalnych oraz ropnych gruczołów łojowych. Utrudnia oddychanie i wymianę metabolitów w skórze. Sprzyja rozwojowi bakterii trądzikotwórczych, stwarzając dla nich warunki beztlenowe.
  • Kaolin (glinka) - oczyszcza i odżywia skórę, działa odświeżająco, likwiduje martwe komórki oraz stymuluje regenerację tkanek.
  • Carbon Black (czerń węglowa) - występuje również pod nazwą BLACK 2 i symbolem CI 77266. Jest substancją pozyskiwaną z węgla.
  • Melaleuca Alternifolia (Tea Tree Oil) (olej z drzewa herbacianego) - posiada właściwości przeciwzapalne, koi, łagodzi podrażnienia i przyspiesza gojenie. Działa odkażająco i przeciwgrzybicznie
  • Hamamelis Virginiana (Witch Haze l Extract) (wyciąg z liści oczaru wirgilijskiego) - łagodzi podrażnienia skóry, działa ściągająco i przeciwzapalnie. Wspomaga walkę z trądzikiem i zmniejsza produkcję sebum.
  • Menthol (mentol) - alkohol terpenowy pochodzenia roślinnego o intensywnym miętowym zapachu. Działa chłodząco, znieczulająco i dezynfekująco. Należy do związków drażniących, mogących uczulać, dlatego też warto na niego uważać.
  • Methylparaben (metyloparaben) - powoduje alergiczne stany zapalne skóry . Bardzo dobrze wchłania się ze skóry do krwi i limfy i wywołuje działanie ogólnie. Może niekorzystnie wpływać na rozwój zarodka i płodu u kobiet ciężarnych.


A plastry Pretty? No cóż… rozczarowały mnie totalnie. Spodziewałam się wprawdzie, że szału nie będzie, ale żeby w ogóle nie zdziałały? Stosowałam je wedle zaleceń - przylepiłam i odczekałam kilkanaście minut. Przy ściąganiu jednak nawet nie poczułam, że miałam cokolwiek na nosku. Plasterek odszedł gładko i niestety, nic nie wyciągnął. W starciu z Revitale nie miał zatem żadnych szans.


Poniżej skład plasterków Pretty:

  • Polyvinyl Alcohol (alkohol poliwinylowy) - może powodować podrażnienie wrażliwej skóry.
  • Aqua (woda)
  • Glycerin (gliceryna) - najpopularniejsza hydrofilowa substancja nawilżająca, penetrująca warstwę rogową naskórka. Niestety może silnie wysuszać naszą skórę.
  • PEG-20 Almond Glycerides (monoglicerydy oleju ze słodkich migdałów oksyetylenowane 20 molami tlenku etylenu) - a dłuższej nazwy to nie było? :D A tak całkiem poważnie - substancja ta działa silnie wysuszająco i podrażniająco. Jest także sklasyfikowana jako rakotwórcza i uszkadzająca strukturę genetyczną komórek.
  • Hamamelis Virginiana Extract (wyciąg z liści oczaru wirgilijskiego) - łagodzi podrażnienia skóry, działa ściągająco i przeciwzapalnie. Wspomaga walkę z trądzikiem i zmniejsza produkcję sebum.
  • Dipotassium Glycyrrhizate (kwas glicyryzynowy) - pozyskiwany z korzenia lukrecji. Działa antybakteryjnie oraz zmniejsza produkcję sebum. Ponadto działa łagodząco i przeciwzapalnie.


Jak widać oba produkty zawierają kilka takich samych substancji. Niestety prawie wszystkie nie należą do najbezpieczniejszych. Aż ciężko pojąć, że takie „niewinne plasterki” mogą kryć w sobie tyle chemii :/

Ceny obu produktów są zbliżone i wahają się w granicach od 6 - 8 zł. Jest to oczywiście cena za całe opakowanie. W pudełeczku Revitale znajdziemy 5 plastrów, natomiast w tym od Pretty - 6. Zdarza się, że na Allegro można je nabyć także na sztuki. Kiedyś cena jednego wynosiła złocisza z groszami. Teraz jest podobnie.

Czarne mazidło podbija świat

Czarne mazidło podbija świat

W końcu nastał ten dzień. Dziś postanowiłam wyskrobać (nie)krótką opinię o czarnej maseczce AFY, na punkcie której zwariował cały świat. Nie sądziłam, że po jej zapowiedzi zarzucicie mnie taką ilością wiadomości oraz komentarzy. Prawie codziennie otrzymywałam zapytania o to, kiedy w końcu pojawi się ten post. Bardzo mnie to cieszy. W taki sposób możecie mnie „gnębić” dniami i nocami. Kocham to i to się nigdy nie zmieni :)

Do rzeczy :)


O czarnej maseczce dowiedziałam się od Agusi, która swoją (w saszetkach) zakupiła za pośrednictwem AliExpres. Ona wprawdzie zamówiła produkt innej marki, ale jak dla mnie wszystkie tego typu smoliste maziaje mają takie same właściwości i bazują na podobnych składnikach. Po przeczytaniu kilkunastu opinii ostatecznie zdecydowałam się na AFY, którą wyhaczyłam na Allegro. Dlaczego Allegro? Ano dlatego, że nie chciało mi się czekać na przesyłkę aż 2 tygodnie. Tyle mniej więcej należy odczekać przy zakupach na AliExpres. Ostatecznie jednak i tak czekałam na nią szmat czasu ze względu na rzekome braki w magazynie u sprzedawcy (pewnie skubany zamawiał ją także przez Ali i stąd to opóźnienie).

Kiedy już dotarła, od razu zabrałam się za jej testowanie. Po otwarciu tubki przeżyłam miłe zaskoczenie. Spodziewałam się, że produkt będzie śmierdział benzyną, gdyż na wielu forach dziewczyny zwracały na to szczególną uwagę. Na szczęście obyło się jednak bez smrodków :D Konsystencja maseczki wbiła mnie jednak w osłupienie. Tak gęstego i lepiącego się kosmetyku jeszcze nie testowałam. I do tego ten lśniący kruczoczarny kolor. Dla mnie to coś nowego. 


Producent przed nałożeniem kosmetyku zaleca wykonanie kilkuminutowej parówki w celu dokładnego rozszerzenia porów. Ja oczywiście byłam tak podekscytowana całym przedsięwzięciem, że całkowicie o tym zapomniałam. Porządną warstwę maseczki od razu nałożyłam na cała buzię. Grubość powłoki jest oczywiście bardzo istotna, gdyż w przypadku zbyt cienkiej możemy liczyć się z tym, że nie osiągniemy zadowalającego efektu. Nie wspomną już o tym, iż będziecie mieli spore problemy z pozbyciem się tego z twarzy. Maseczkę trzeba nakładać palcami i na przysłowiowe „oko”. Podczas pierwszej próby z przyzwyczajenia od razu chwyciłam za pędzel, ale nic z tego nie wyszło :/ Liczcie się zatem z tym, że brudnych rąk nie unikniecie. Trzeba także pamiętać o tym, żeby nie aplikować preparatu w miejscach, gdzie posiadamy włoski, bo depilacja murowana. Maseczkę trzymamy tak długo, aż całkowicie zaschnie i zacznie się świecić (nie powiem jak co). W moim przypadku trwało to około 20 minut. Pod koniec zabiegu możemy odczuć mało komfortowe naciąganie twarzy, ale da się to oczywiście wytrzymać. To najlepszy znak, że możemy pozbyć się już maseczki z buźki.

Zdejmowanie maseczki do dziecinnie prostych nie należy. Paskuda trzyma się tak bardzo, że ciągnie skórę jak nie wiem co. Osoby posiadające delikatną cerę raczej powinny z niej zrezygnować. No chyba, że lubią takie tortury i nie boją się wystąpienia ewentualnych podrażnień. Maseczkę najtrudniej odrywa się na policzkach - mnie poleciały łzy pomimo tego, iż jestem odporna na ból.Po kilku minutach walki z usunięciem maski odetchnęłam z ulgą. Czułam wprawdzie mrowienie na całej twarzy, która stała się lekko zaróżowiona ale zaradziłam temu aplikując odżywcza maseczkę Babuszki Agafii i krem nawilżający tej samej marki. Ukojenie przynosi również przemycie buźki chłodną wodą. Po kilku minutach skóra odzyskuje na szczęście naturalną barwę. 


Co do składu, to mam problem z rozszyfrowaniem go (jak nigdy). Wybaczcie, ale po prostu nie znam chińskiego. Na szczęście wujek Google i tym razem zaoferował swoją pomoc i dzięki niemu wiem, że maseczka AFY zawiera:

  • Water (woda)
  • Polyvinyl alcohol (the daily dye) (alkohol poliwinylowy) - może powodować podrażnienie wrażliwej skóry.
  • Glicerol (gliceryna) - substancja nawilżająca i penetrująca warstwę rogową naskórka. Niestety może silnie wysuszać naszą skórę.
  • Propylene glycol (glikol propylenowy) - do jego produkcji używa się mocno szkodliwego gazu Ethylenoxid, który uchodzi za substancję rakotwórczą i uszkadzającą strukturę genetyczną komórek. Jest on toksyczny w razie spożycia (uszkadza wątrobę, układ nerwowy oraz nerki). Stosowany na skórę wysusza naskórek i podrażnia gruczoły łojowe, wywołując stan zapalny i wysięki wokół gruczołów. Uszkadza również powłoczki włosów, a w razie dostania się do oczu wywołuje zapalenie spojówek.
  • The diazonium imidazolidinyl urea (diazowany imidazolidyno mocznik) - wywołuje alergiczne kontaktowe zapalenie skóry, zaczerwienienie, pieczenie lub świąd, pękanie skóry a nawet niewielkie krwawienia. Może wydzielać także rakotwórczy formaldehyd.
  • Iodopropynyl butyl carbamate (butylokarbaminian jodopropynylu) - konserwant wywołujący przesuszenie skóry i złuszczanie naskórka. Ze względu na swoje właściwości zakazuje się dodawania go do kosmetyków pielęgnujących usta. Substancja ta może wywoływać alergie.
  • Glycol - kolejny rakotwórczy glikol.
  • Flavor (daily) - chemiczna substancja zapachowa.

Skład powala chemią i nie należy do najbezpieczniejszych. Coś czuję, że to będzie ostatnie opakowanie jakie zakupiłam.


Ogólnie maseczkę poleciłabym wszystkim, którzy chcą szybko odświeżyć cerę i pozbyć się wszelkich niedoskonałości. Po wszystkim skóra staje się gładziutka jak pupcia niemowlaka. W moim przypadku maseczka nie poradziła sobie jednak z nosem, a na tej części twarzy najbardziej mi zależało. To chyba przez to, że nie posiadam wielgachnych zaskórników i siedzą one w miarę głęboko, co utrudnia przylgnięcie do nich preparatu. Czoło, policzki i broda oczyściły się jednak znakomicie z większości syfków oraz martwego naskórka. Warto było zatem „pocierpieć”. Nie liczcie jednak na to, że kosmetyk ten usunie wszelkie podskórniaki. Aż tak dobrze to nie ma :)

Na zakończenie wrzucam Wam filmik pokazujacy zabawne zmagania pewnej vlogerki z tym czarnym dziadostwem. Polecam oglądanie od 4 minuty :)



Copyright © 2018 Toksyczna kosmetyczka