Warsztaty bez warsztatów, kosmetyczne harpie i jesienna aura w połowie wakacji, czyli relacja z pierwszego pobytu na See Bloggers w Gdyni
27 lipca
25
W tym roku po raz pierwszy miałam okazję uczestniczyć w festiwalu dla twórców internetowych See Bloggers. O tym wydarzeniu wiedziałam już wprawdzie wcześniej, ale zapisy na edycję 2016 zwyczajnie przegapiłam. W tym roku starałam się jednak wszystkiego dopilnować i takim oto sposobem 1 czerwca dowiedziałam się, że pod koniec lipca wyruszam na podbój Gdyni.
See Bloggers to największy festiwal dla twórców internetowych w Polsce, który co roku odwiedza ponad 1000 osób. Podczas wydarzenia odbywają się warsztaty, prelekcje, panele dyskusyjne oraz spotkania z wystawcami. Festiwal z założenia zrzesza osoby aktywnie funkcjonujące w blogosferze i pozwala im na zdobycie przydatnej wiedzy, którą mogą wykorzystać w swojej dalszej pracy. Ułatwia im również nawiązanie kontaktów z innymi osobami oraz pomaga w wymianie doświadczeń. Tyle w teorii, a jak to wygląda w praktyce?
Do Gdyni zawitałam już w piątek. Zależało mi na tym, aby zarejestrować się jeszcze tego samego dnia. Organizatorzy uprzedzali nas, że w tym roku będzie nas znacznie więcej niż w ubiegłym i przez kolejki możemy nie zdążyć na pierwsze sobotnie warsztaty. Z moim szczęściem wolałam nie ryzykować, dlatego też stawiłam się w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym znacznie szybciej.
Gdynia niestety nie przywitała mnie gościnnie. Z przytulnego i ciepłego Inowrocławia, w którym termometr przed wyjazdem wskazywał blisko 25 stopni, wyruszyłam w podróż w krótkich spodenkach, które na miejscu bardzo szybko przebrałam, aby nie wyglądać jak dziwoląg. W Gdyni natknęłam się bowiem na 15-stopniową temperaturę, straszną ulewę oraz ludzi w kurtkach i kaloszach. Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałam. Nasze miasta dzieli wprawdzie 230 kilometrów ale i tak założyłam, że na miejscu zastanę piękną pogodę. Spakowałam nawet bikini, ale o opalaniu mogłam sobie tylko pomarzyć :(
Festiwal rozpoczął się w sobotę o godzinie 9:45. Niestety nie miałam okazji uczestniczyć w oficjalnym otwarciu, ponieważ zdecydowałam się na wartowanie pod drzwiami sali, w której miały się odbyć warsztaty „O składnikach w kosmetykach” zorganizowane przez markę Oillan, producenta dermokosmetyków do pielęgnacji skóry niemowląt, dzieci oraz dorosłych. Na to spotkanie nie udało mi się zapisać podczas rejestracji, ale Kamila z bloga kamilaocieczek.blogspot.com, z którą znam się już od dłuższego czasu poradziła mi, abym zajęła miejsce w kolejce dla osób rezerwowych. Tak też właśnie zrobiłam. Stałam grzecznie pod drzwiami i „modliłam się” aby jedna z zapisanych osób nie dotarła. Moje prośby zostały wysłuchane i udało mi się dostać na wymarzone warsztaty.
Spotkanie miało charakter typowo warsztatowy i trwało blisko 60 minut. Podczas spotkania poznałyśmy większość składników, jakie koncerny wykorzystują przy produkcji swoich kosmetyków. W związku z tym, że prowadzący umieścili je w buteleczkach, mogłyśmy sprawdzić ich konsystencję oraz zapach. Otrzymałyśmy również kartki z kilkoma substancjami, które miałyśmy przyporządkować do odpowiedniej grupy. Miałam zatem okazję wykazać się swoją wiedzą oraz jako lider, zaprezentować efekty naszej wspólnej pracy. Ten warsztat okazał się jednym z najlepszych, w jakim mogłam uczestniczyć podczas całego festiwalu.
Kolejne warsztaty pt. „Kobieta w Twoim mieście; Carrie Bradshaw i dziewczyny są wśród nas” prowadziła Odeta Moro. Niestety niczego wartościowego się z nich nie dowiedziałam. Prowadząca skupiła się na zwykłej reklamie trzech produktów marki ADAMED, w tym leku na obolałe nogi i wzdęcia. Mimo sympatii jaką darzę Odetę Moro wyszłam z sali po pół godziny, ponieważ nie mogłam już słuchać tego, co miała do powiedzenia.
Lekko zniesmaczona udałam się na warsztaty „Tajemnice #pewności efektu Gosh Copenhagen oraz kreowania wizerunku”, które z warsztatami nie miały nic wspólnego. Okazały się one zwykłym wywiadem z Mają Sablewską, z którego nie wyniosłam żadnej wiedzy merytorycznej.
Kolejny warsztat w którym uczestniczyłam zorganizowała marka Pharmaceris. Mimo, iż spotkanie nie miało charakteru typowych warsztatów a jedynie wykładu, to i tak bardzo wiele się z niego dowiedziałam. Prowadzące przekazały nam kilka cennych wskazówek dotyczących prawidłowej pielęgnacji skóry głowy. Przedstawiły również powody dla których je tracimy oraz sposoby przeciwdziałania temu zjawisku. Na koniec wylosowano 16 dziewczyn, które załapały się na bezpłatne badanie trychologiczne, za co organizatorom należy się wielki plus. Mimo, iż warsztat „O dzieleniu włosa na czworo - czyli wszystko co powinniście wiedzieć o skórze głowy, by mieć zdrowe włosy” zawierał lokowanie produktu (oczyszczającego peelingu trychologicznego), to i tak jestem zadowolona z tego, że mogłam w nim uczestniczyć.
O godzinie 14:00 udało mi się dostać na kolejne warsztaty pn. „Jak wejść w buty Twojego czytelnika i nawiązać z nim wartościowy dialog”, na które to nie byłam wcześniej zapisana. W kameralnym gronie poznałyśmy skuteczne narzędzia marketingowe i sprzedażowe, które z założenia mają pomóc blogerom w codziennej komunikacji z odbiorcami. Podczas warsztatów pracowałyśmy na kosmetykach marki AA, a naszym zadaniem było dopasowanie odpowiednich produktów do konkretnych osób, tzw. „kosmetycznych person”. Wymagało to od nas wykazania się nie tylko wiedzą kosmetyczną, ale przede wszystkim sporą kreatywnością.
Sobotę na See Bloggers zamykał warsztat z marką Chiodo Pro, podczas którego wykonywałyśmy wakacyjne zdobienia na wzornikach. Mimo, iż nosił on nazwę „Pyłki świecące w ciemności. Water Aqua”, wspomnianych w tytule pyłków nie zobaczyłyśmy z dziewczynami na oczy. Trochę nad tym ubolewam, ponieważ byłam bardzo ciekawa tej nowości i tylko przez wzgląd na nią zapisałam się na te warsztaty.
Niedzielny poranek spędziłam natomiast na warsztacie z marką Gosh, prowadzonym przez Annę Muchę - eksperta International Make-up Master. Tym razem spotkanie nie miało charakteru wykładu, ale typowych warsztatów w niewielkim gronie. Prowadząca prowadziła z nami dialog i jednocześnie wykonywała makijaż na jednej z blogerek. Całość została świetnie przeprowadzona, dlatego warsztaty „Charakter bloga vs autoprezentacja w makijażu - jak zachować spójność przekazu” uważam za bardzo udane.
Po kolejnych warsztatach - tym razem z marką Lumene, spodziewałam się znacznie więcej, niż w praktyce otrzymałam. Podczas spotkania blokierki miały poznać pierwszą w Polsce linię makijażu hybrydowego. Zamiast tego wysłuchałyśmy wywiadu z ambasadorką marki - Anną Zając oraz ekspertem Lumene - Anną Wiśniewską, które o tej nowości wspomniały nam niestety niewiele. Mam jednak ogromny szacunek do prowadzących, które nie bały przyznać się do tego, że mimo stosowania w swoich produktach naturalnych składników, bazują także na tych pochodzenia syntetycznego. I co, można? Można :)
Niespodzianką był dla mnie także kolejny warsztat (a raczej wykład) pn. „Odkrywamy kobiece atuty”, prowadzony przez lek. med. Daniela Maliszewskiego, specjalistę z Kliniki Chirurgii Onkologicznej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Dowiedziałam się z niego bardzo wiele o profilaktyce raka piersi. Prowadzący puścił także w obieg sztuczne implanty, dzięki czemu dowiedziałam się jak one wyglądają i ile ważą, a przez to jeszcze bardziej doceniłam swoje naturalne „okazy” :) Silikonowe „piękno” - no way!
Kolejny warsztat (warsztat to po raz kolejny słowo nad wyraz) „Jak złamać taboo i na tym skorzystać” był powieleniem tego, czego dowiedziałyśmy się dnia poprzedniego na spotkaniu z AA (i nie mam tu wcale na myśli Anonimowych Alkoholików :)). Pojawiło się wprawdzie kilka nowych treści, ale i tak nie wniosły one niczego cennego do mojego życia. Z sali wyszłam zażenowana, gdyż po moim pytaniu odnośnie sufraktantów anionowych zawartych w produktach do higieny intymnej marki AA usłyszałam odpowiedź, że zachowanie marki w tej kwestii jest związane z oczekiwaniami klientów, którzy nie preferują preparatów nie wytwarzających piany. No tak, bo klient bardziej nad zdrowie ceni sobie pianę. Absurd!
Podsumowanie
Uczestnictwo w festiwalu See Bloggers uważam za jak najbardziej udane mimo, iż zauważyłam kilka niedociągnięć ze strony organizatorów. Największe obiekcje mam do zajęć odbywających się w sobotę i które nie do końca trzymały się wyznaczonych ram czasowych. Zamiast w pełni korzystać z uroków festiwalu, zwiedzać stoiska, nawiązywać współpracę z markami i poznawać nowych ludzi, kwitnęłyśmy pod salami w oczekiwaniu na odhaczenie nas na liście. Wyglądało to tak, że wychodziłyśmy z jednego warsztatu i już ustawiałyśmy się w kolejce na drugi. Na nic nie było czasu, a gdyby nie śniadanie, które pochłonęłam przed stawieniem się na miejsce, zapewne padłabym z głodu, gdyż kolejny posiłek udało mi się skonsumować dopiero przed godziną 20:00. Tę sprawę pozostawiam organizatorom do przemyślenia i liczę na to, że w przyszłym roku nie będzie już takich sytuacji i warsztaty w tej samej sali nie będą kończyły się i rozpoczynały o tej samej godzinie. I najważniejsze - nie nazywajcie wykładów lub wywiadów warsztatami, bo to bardzo mylące. Gdybym wiedziała, że warsztaty na które się zapisałam nie są stricte warsztatami i opierają się w głównej mierze na paplaninie o produktach danej marki, to zwolniłabym miejsce innej osobie, a sama skorzystałabym z czegoś innego - być może bardziej dla mnie wartościowego.
Doczepię się też do niektórych blogerów którzy swoim zachowaniem sprawili, że w końcu dotarło do mnie to, dlaczego w tak wielu kręgach bywamy postrzegani jako pazerni i łasi na darmoszki żebracy. Sytuację najlepiej opisuje wykład z AA, na którym organizatorzy pozostawili nam prezenty na krzesłach, które zajmowaliśmy. Prawie połowa sali wzięła upominki i wyszła z warsztatów, co dla mnie było mega niestosowne i pokazywało brak szacunku dla prowadzących. Inne osoby z kolei przesiadały się z miejsca na miejsce i zgarniały kilka paczek. Podobnie było na warsztatach dnia poprzedniego, po zakończeniu których poproszono nas o zabranie ze stolików kosmetyków, które najbardziej nam odpowiadają. Większość dziewczyn przeglądała je i dobierała pod względem swoich preferencji oraz cery. Niestety uczciwi blogerzy z mojego stolika nie mieli w czym wybierać, gdyż jedna z dziewczyn (nie wstydzę się nazwać ją harpią), zgarniała do toreb wszystko jak leci, po czym rzuciła do nas komentarzem, że potrzebuje tego do zorganizowania konkursu. Reszta blogerek ze swoich stołów wzięła tylko to co uznała, że faktycznie wykorzysta, pozostawiając na nich większość produktów. Nasz stolik pozostał praktycznie pusty. Zostało na nim jedynie kilka podkładów, które kolorystycznie nie podpasowały dziewczynom, a harpia nie miała już miejsca w torbach na to, żeby je upchnąć.
Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z nas już na sam dźwięk słowa „za darmo” dostaje małpiego rozumu, ale na litość boską - zachowajmy zdrowy rozsądek i granice przyzwoitości. I nie zadawajmy wystawcom pytania o treści: „czy można rozebrać stoisko?”. Wiem, że zapewne patrzycie na to co napisałam z lekkim niedowierzaniem, ale tak niestety się stało. Podobno dziewczyny zwinęły wszystko łącznie z dekoracjami. Dla mnie to ewidentny szczyt buractwa i braku jakiejkolwiek kultury.
Pomimo tych nieprzyjemnych incydentów i lekkich niedociągnięć jestem zadowolona z udziału w tegorocznej edycji See Bloggers. Dzięki temu poznałam masę inspirujących ludzi i jeszcze bardziej nakręciłam się do działania. Co więcej - usłyszałam od kilku blogerów, że znają mojego bloga i są zdania, że to co robię ma sens, więc było mi naprawdę miło. Najlepsze jest jednak to, że rozmawiając z nowo poznanymi osobami każdy patrzył się na identyfikator który miałam na szyi a potem stwierdzał, że bez niego nie wiedziałby kim jestem i jakiego bloga prowadzę. Odbieram to oczywiście na plus ponieważ nie lubię pokazywać się w internetach i obnażać swojego życia prywatnego, jak robią to zazwyczaj inni blogerzy. Zamiast tego wolę się skupić na tym, co mam faktycznie do przekazania, czyli treści :)
PS. Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądały prelekcje na Sali głównej,
to tutaj możecie obejrzeć zlepek kilku z nich: [KLIK]
to tutaj możecie obejrzeć zlepek kilku z nich: [KLIK]